sobota, 26 października 2013

Rozdział 2

Uwaga. W tym rozdziale występują wątki erotyczne. Czytasz na własną odpowiedzialność.


Czując przylegające do mnie ciało tego typka, cała byłam spięta, a zarazem zniesmaczona. Jego dotyk powodował, że chciałam mu walnąć z liścia, a czując jego oddech na szyi, przechodziły mi ciarki po całym ciele. Ale bać się to już całkiem inna bajka. Jak już mówiłam jestem pewną siebie, pyskatą dziewczyną, która nigdy nie daje sobie nasrać.

- Naciśnij chyba, że chcesz mieć poderżnięte te śliczne gardełko mała. - mówił coraz pewniej, przez co chciało mi się rzygać. Znałam już nawet na pamięć jego zapach. Powiem szczerze, że był boski, ale i tak chętnie zwymiotowałabym mu na jego facjatę.
Zacisnęłam mocno wargi i pochyliłam głowę do góry, bo ten nóż coraz mocniej wbijał mi się w gardło. Szkoda, że nie mogliśmy się zamienić rolami. Na pewno fajnie by mu było, bo wbijający się nóż w gardło to sama przyjemność. I tak to był sarkazm. Podeszliśmy jeszcze bliżej przycisku, a tak szczerze przycisków. Jeden był czerwony, który służył do zwolnienia wszystkich blokad, a drugi zielony. Gdy się go nacisnęło to nagle pojawi się masa policjantów z bronią. Ten przycisk działa jakby alarm antywłamaniowy. Dobrze, że tyle wiem, ale to trochę dziwne.
- No dalej naciskaj. - szepnął mi do ucha. Po moim ciele znów przeszły dreszcze. Z każdą sekundą byłam gorzej nastawiona, a mój mózg tracił kontrolę nad moim ciałem. Moje wiotkie nogi sprawiały, że mogłam się łatwo i szybko wywrócić. Powoli wysunęłam rękę przed siebie i skierowałam ją na zielony przycisk. Ten sukinsyn nic nie reagował, więc delikatnie położyłam dłoń na przycisku, a następnie wcisnęłam go porządnie i z pewnością siebie. Na moje nieszczęście zamiast policjantów, zaczęła otwierać się główna brama. Wtedy zdałam sobie sprawę, że pomyliłam przyciski. Przecież czerwony służył do alarmu, ale tak czy siak ten dupek uwolnił moje gardło, a ja w końcu mogłam swobodnie oddychać. Odwróciłam się o 360 stopni, aby zobaczyć co za sukinsyn chciał poderżnąć mi gardło. Ku mojemu zaskoczeniu to był Bieber. Pamiętam to nazwisko. To był tek chłopak, który jak mi się wydawało był zamyślony, gdy miał wrzucić numerek do tego koszyka.

Chłopak zaczął się rozglądać na prawo i lewo z niepokojem. Ja tylko stałam w jednym miejscu i czekałam, żeby zobaczyć co zrobi. Debil podbiegł do mnie i podniósł. Przerzucił mnie przez swoje ramię jak jakąś koszulkę i zaczął ze mną biec w stronę wyjścia. Zaczęłam kopać i się szarpać z nadzieją, że wyjdę z tego gówna i to jak najprędzej. Jedynie o czym tylko marzyłam to o wolności.

Mówiąc szczerze to gdy podłożył mi nóż pod gardło to się nie bałam, bo byłam w więzieniu, tam gdzie jest pełno policjantów. Prawdziwe piekło właśnie się zaczęło. Bieber zaczął biegnąć w kierunku bramy wyjściowej, która była już otwarta. Swoim szybkim krokiem, pobiegł blisko przycisków, więc wcisnęłam następny, który już na pewno działał jak alarm. Z każdego kąta słychać było syreny.

- Kurwa. Co ty zrobiłaś? - zapytał agresywnie i zaczął biec jeszcze szybciej, a ja nie poddawałam się kopałam dalej, ale to nic nie pomogło. Syreny wyły i wyły, gdy nagle pojawiło się paru policjantów. Mieli na sobie jakieś stroje. Przypuszczam, że kamizelkę kuloodporne, jakieś nakrycia głowy i najważniejsze broń. Usłyszałam wielki huk, a potem strzał. Czułam, że coś rozrywało mnie od środka. Był to potworny ból. Usłyszałam jeszcze ciche "Wytrzymaj jeszcze trochę mała" od tego gnojka.

JUSTIN

Ja pierdziele. Co za dzień. Nareszcie miałem szansę na to , żeby być już wolny, a tu dupa. I co z tego, że ją stamtąd porwałem, ale to takie porwanie, że nie wiem co. Jeśli przerzucenie kogoś przez ramie i biegnięcie z nim przez dwadzieścia metrów można nazwać porwaniem to zmienia postać rzeczy. Jedno mnie zaniepokoiło. Po strzale, dziewczyna przestała mnie kopać, a na nodze czułem, że coś po niej spływa. Biegnąc cały czas przed siebie, spojrzałem w ułamku sekundy na moją łydkę. Tak jak myślałem. To była krew. Nie moja. Szkoda mi jej było, bo nic nie zrobiła, ale jednak wezwała tych policjantów no i ma za swoje. Zamiast we mnie to wycelowali w nią. Banda ślepych debili.

Biegłem i biegłem bez końca, słysząc za sobą strzały, które jednak nie trafiały. Byłem już coraz dalej więzienia i czułem się coraz lepiej. Pobiegłem w stronę ulicy, gdzie stało auto mojego przyjaciela. Nigdy go nie zamyka, więc miałem szczęście. Omijając wszystkich ludzi, w końcu dotarłem z nią do tego wozu. Otworzyłem bagażnik i położyłem ją w nim. Z boku była przymocowana apteczka. Wziąłem ją i starałem się ją opatrzyć. Mam doświadczenie w takich ranach, więc zrobiłem co należy i pozbyłem się naboju z jej ciała. Dobrze, że była nieprzytomna, bo jakby to poczuła to wszyscy by ogłuchli. Dostała w rękę, ale miała szczęście, bo nabój nie trafił w kość, ale było blisko. Na koniec owinąłem jej rękę w bandaż i schowałem apteczkę, bo nie była mi już potrzebna. Tak myślałem, że za parę minut mogłaby się obudzić, ale muszę ją jeszcze przytrzymać, Nie mogę jej teraz od tak puścić, albo zostawić ją nieprzytomną na środku drogi. Wziąłem ją na ręce i usadowiłem ją na przednim miejscu samochodu. Przed nami długa droga. Zapiąłem jej też pasy, żeby nikt się nie uczepił.

Ja sam zająłem miejsce przy kierownicy i odpaliłem wóz. Jednak przed wyruszeniem sprawdziłem, czy może jest w schowku coś co mi się przyda. Znalazłem tam kartę kredytową i chyba wiem skąd ona się tam wzięła. Kiedyś z Jackob'em jeździliśmy długo po Ameryce. Zawsze chcieliśmy to robić, w końcu było nas na to stać. Bardzo się śpieszyliśmy, o jechaliśmy na spotkanie z rodzicami, którzy mieszkali na drugim końcu kraju. Musieliśmy się przebrać w garnitury, jednak żadnego nie mieliśmy, więc przed spotkaniem weszliśmy do sklepu,aby je kupić. Po zakupie wróciliśmy do auta. Zapłaciłem tą oto kartą, która należała do mnie, czego dowodem jest napis Justin Bieber na jednej z jej stron. Zamiast schować ją do portfela, to schowałem ją głupi do schowka po czym go zamknąłem i zostawiłem w nim moją kartę. Od tego momentu się tam znajduje, a ja jak jakiś idiota szukałem jej chyba z rok.

Zapomniałem też wspomnieć o Jackob'ie. Jest to mój najlepszy przyjaciel. Traktuję go jak brata. Nasze rodziny założyły wspólną firmę. Jest to człowiek sukcesu, który zawsze ma szczęście, nie to co ja. W końcu wpadłem w bagno i trafiłem do więzienia, a Jackob chciał mi pomóc, ale ja tej pomocy nie przyjąłem. Nasze rodziny bardzo się przyjaźnią i jeszcze nigdy nie doszło do jakiejś kłótni. Krótko i zwięźle mówiąc jesteśmy bogatymi przyjaciółmi, których największym atutem była, jest i będzie kasa, którą zarabiają nasi rodzice.

Zamknąłem za sobą drzwi i przekręciłem kluczyk w stacyjce. Auto odpaliło, a ja znów mogłem poczuć wiatr we włosach i doznać przyjemności z prowadzenia samochodu. W więzieniu byłem pół roku, więc to dużo czasu spędzonego bez mojego autka, którym chciałem się bardzo przejechać, ale niestety czekało na mnie na drugim końcu kraju.

Dziewczyna wciąż się nie ruszała, ale byłem spokojny, bo widziałem, że oddycha. Zacząłem myśleć skąd ona wzięła się w tym więzieniu. Ale to dobrze, że ją spotkałem. Wydaje się być odważna, ale jeśli już tu jest, to mogłaby dla mnie coś zrobić. Dawno nie doznałem żadnej przyjemności, więc mogłaby się odwdzięczyć za opatrzenie tej rany. 

JANE:

- Co się stało? Gdzie ja jestem? - zapytałam troszkę zamroczona. W ogóle nie wiedziałam co się dzieje. Czemu siedziałam w samochodzie z tym debilem, którego od razu rozpoznałam. Popatrzałam krótko w jego stronę. Chłopak posłał mi znowu swój głupi, a zarazem bardzo pociągający uśmieszek.
- Już się obudziłaś? Jak ci się spało księżniczko? - wydobyło się z jego ust. Jego ton był wtedy bardzo wkurzający. Czułam się jak mała dziewczynka, gdy do mnie mówił. Odsunęłam się na koniec siedzenia, żeby być od niego tak najdalej jak się tylko da, ale pasy mi na to nie pozwalały.
- Nie bój się mała. Przecież ci nic nie zrobię. - dodał widząc moje ruchy. Czemu on ciągle nazywa mnie mała? Co ja jestem? Ten typek strasznie mnie wkurzał.
- Tak? Nic mi nie zrobisz, tylko zaraz wyciągniesz nóż i mnie zadźgasz na śmierć. - wyrzuciłam wściekle. Tak byłam bardzo wściekła. Przecież to nienormalne. Co ja teraz będę robić? Miałam obawy, że mnie już nie wypuści. Trochę bałam się jego odpowiedzi, więc nie zamierzałam pytać. 

Momentalnie chwyciłam się za rękę. Była cała zabandażowana, a przez opatrunek wydobywał się czerwony kolor. Była to krew jak przypuszczałam, ale wtedy wszystko było strasznie niejasne. Kręciło mi się w głowie i czułam się jak naćpana. Było to nawet widać i słychać. Gdybym czuła się na siłach to powiedziałabym temu sukinsynowi co szczerze o nim myślę i zareagowałabym o sto razy agresywniej, a w tamtym momencie czułam się spokojna, jakby nic mnie nie obchodziło. Z bólu zaczęłam płakać. Rwała mnie cała ręka, czułam też jakby mi przez nią przechodziły jakieś prądy. Naprawdę nie życzę tego nikomu.

Oparłam głowę o szybę i zaczęłam myśleć o przyszłości. Z moich oczu wypływały łzy. Jedna po drugiej, a w mojej głowie miałam mętlik. Czy on mnie kiedyś wypuści? Czy coś mi zrobi? Teraz zaczynała się cała męka z tym typkiem. Modliłam się tylko, żeby mnie zostawił w świętym spokoju.

- Nie płacz.. - usłyszałam jego spokojny głos. Jedną rękę trzymał na kierownicy, a drugą wyciągnął w moją stronę i delikatnie otarł moje łzy, spływające po policzku. - Powiedz mi jak się nazywasz? - zapytał, patrząc cały czas przed siebie. Był bardzo skupiony na jeździe i widać było, że to lubił. Na jego twarzy ciągle promieniał uśmiech.
- Jane. - powiedziałam nieśmiało. Spojrzałam na niego kątem oka. 
- Nie zapytasz o moje imię? - zapytał.
- Po co mi to wiedzieć. - powiedziałam arogancko i dalej siedziałam cicho. Dla mnie i tak będzie zwykłym dupkiem, który dostanie za swoje. 
- Musisz wiedzieć. W końcu będziesz musiała je krzyczeć. 
Spojrzałam na niego desperacko. 

Że co? Mam krzyczeć jego imię? To jest chyba jakiś psychopata. Szczerze to zaczęłam się go coraz bardziej bać. W końcu on może mi coś zrobić.

- Jestem Justin, a teraz mogłabyś coś dla mnie zrobić. - to nie było pytanie, ani prośba. Ja zrozumiałam to jako rozkaz. On oblizał swoje wargi i kątem oka spojrzał na mnie. Nie dało się tego nie zauważyć.
- Nic nie będę dla ciebie robić! - wykrzyczałam z oburzeniem.
- Oj będziesz, będziesz. Chyba, że wolisz bolesną zabawę z nożem. Pamiętaj, że mam go cały czas przy sobie. - powiedział, klepiąc ręką o swoją kieszeń w spodniach, gdzie trzymał nóż. Nie mogłam pozwolić, żeby traktował mnie jak swoją własność, no ale co mam robić? W duszy panikowałam, i to jeszcze jak. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy.

- Dam ci małą instrukcję. Najpierw rozpinasz mi rozporek i wiesz co masz wyciągnąć, a później już robisz co chcesz, ale ma mi to dać jak największą przyjemność.

Już wiem o co mu chodzi. Myśli, że jestem jakąś dziwką. Dobrze to niech se sam zrobi. Przecież on jest samowystarczalny. Po prostu sam może se sprawić przyjemność jak każdy chłopak. Ja w zasadzie nie jestem mu do niczego potrzebna.

Siedziałam cicho i się nie ruszałam. Szybkie wdechy i wydechy powodowały u mnie małe zawroty głowy. Już powoli widziałam wirujące gwiazdki nad głową.

- To co? Mam wyciągać nóż, czy ty coś wyciągniesz?

Odwróciłam się w jego stronę i przybliżyłam się do niego. Powoli rozpięłam rozporek jego spodni. Przełknęłam  ślinę, co zapewne on słyszał. Byłam poddenerwowana. Każda dziewczyna z klasy chwali się, że ma to już za sobą i opowiada jakie to jest piękne odczucie, tylko nie ja. Miałam zamiar to zostawić dla innej osoby. Osoby, w której zakocham się na zabój, a nie lodzić jakiemuś Bieberowi. Zsunęłam jego bokserki i schyliłam się. Moja głowa znajdowała się w miejscu jego krocza. Przez chwilę się zawahałam. Nie miałam pojęcia co mam robić. Wzięłam go do buzi i zaczęłam lekko ssać. Widziałam to w paru filmach, o których nie wiem czemu pamiętam. Bieber jęknął. Miałam świadomość, że robię to dobrze, więc ssałam mocniej.
- Nareszcie. - powiedział z wielkim podnieceniem. Jego członek stawał się coraz większy i większy. Wiedziałam, że już mu "stanął". Wyjęłam go z ust i pocałowałam jego czubek. Nie wiadomo dlaczego, czułam się dobrze. I to bardzo dobrze. Zakręciłam się językiem wokół jego główki i znów zaczęłam go ssać.
- O jak dobrze! - krzyknął, odchylając głowę do tyłu.
Nagle usłyszałam wielki pisk. Samochód, którym jechaliśmy wydał taki dźwięk. Wiedziałam, że stracił panowanie nad kierownicą. Mogłabym powiedzieć, że wpadliśmy w tak jakby "poślizg". Uderzyłam głową o schowek, który sam się otworzył. Wyprostowałam się do pozycji siedzącej i zauważyłam, że nie znajdujemy się na drodze, a poza nią.
- Widzisz do czego mnie doprowadziłaś? - zaśmiał się. Dla mnie to nie było śmieszne. No może trochę, ale wtedy gdy schował swoje genitalia w gacie, gdzie miały naprawdę bardzo mało miejsca. - Pierwszy raz? 
- Pierwszy raz co? - zapytałam.
- Czy pierwszy raz robiłaś komuś dobrze? - ruszył samochodem po czym znów znajdowaliśmy się na drodze. 
Skinęłam lekko głową. 
- Czyli byłem tym pierwszym. I już mam pewność, że zapamiętasz mnie do końca swojego życia. - posłał mi znów swój uśmieszek. Czemu on to kurwa mi robi?!
__________________________________________________________________________
Łapcie drugi rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. xx  

piątek, 18 października 2013

Rozdział 1

Wstałam o szóstej rano z nadzieją, że usłyszę dzwonek mojego telefonu, którego tak bardzo oczekiwałam. Zależało mi na nim, bo staram się o posadę wolontariuszki już od roku i nic. Moi rodzice bardzo chcą, żebym nią była, bo będzie mi to bardzo potrzebne do następnej szkoły, do której pójdę. Może nie jest to coś, co chcę w życiu robić, ale pomaganie to dobra rzecz. To, że mój tata jest policjantem, ułatwia mi poszukiwanie miejsca, gdzie mogę zostać wolontariuszką. Jak to mądrze brzmi "wolontariuszka". Chyba będę się tym przez resztę życia szczycić.

Było już parę minut po szóstej, a tu nic, nul, zero. Mogłam usłyszeć tylko ciszę, która po pewnym czasie denerwowała. Ze złością i rozczarowaniem rzuciłam się na łóżko i szybkim, zwinnym ruchem, zakryłam się kołdrą i to cała. Zaczynałam już myśleć, że jestem taka beznadziejna, że nawet najbardziej potrzebujący człowiek na ziemi nie zechce mojej pomocy, nawet najmniejszej. No, ale co ja na to poradzę. Nic nie mogłam z tym robić. Moje myślenie zakłócił tata, wchodząc do mojego pokoju bez pukania. Nienawidzę, gdy ktoś narusza moją prywatność.
- Jane, wstawaj. Za pięć minut masz być na śniadaniu. - powiedział surowym tonem. Zawsze tak mówił, bo to w końcu policjant. Zawsze tak gada, kiedy mu mówię, żeby mówił ciszej i spokojniej. Dla niego liczyło się tylko jedno słowo w naszym domu. Była to dyscyplina, którą codziennie mnie uczył, ale ja miałam już tego dość. On jest przecież policjantem, a nie jakimś wojskowym. Po tym jak wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi, podniosłam się i pierwszą lepszą rzeczą rzuciłam o drzwi. Dobrze, że wpadła mi w ręce poduszka, a nie coś szklanego, bo byłoby niedobrze. Musiałam jednak wyładować złość, a tak naprawdę czasami potrafię być bardzo agresywna.

Założyłam na stopy swoje kapcie i powędrowałam do kuchni. Na mnie czekał mój tata w policyjnym mundurze i mama ubrana w eleganckie rzeczy. Usiadłam przy stole i zasłoniłam ręką moje otwierające się usta, które chciały co dziesięć sekund ziewać.
- Miałaś tu być wcześniej. - rzucił ostro. Naprawdę chociaż był uzależniony od tego tonu, a ja i mama już przyzwyczaiłyśmy się do niego to i tak był nieznośny i strasznie wkurzający. Czasami mam wrażenie, że on ryczy na mnie bez powodu.
- A co to za różnica? I tak wstanę i tak. - powiedziałam opierając się o krzesło plecami i znów zasłaniając swoje ziewające usta.
- Taka różnica, że masz ze mną jechać do aresztu, a przez ciebie się spóźnimy. Pośpiesz się jakoś, bo pojadę bez ciebie. - Podnosząc pytająco jedną brew, chwyciłam za widelec i zaczęłam jeść to, co było na talerzu.

Wstałam z krzesła i udałam się do pokoju. Wyjęłam z szafy białą sukienkę, jeansowe bolerko i czarne buty na koturnie. Wszystko zabrałam do łazienki, gdzie wzięłam szybką, odprężającą kąpiel, która trwała tak z pięć minut. Wiem, strasznie szybko, ale jeśli przedłużyłabym ją to miałabym niezłe kłopoty. Myjąc zęby, szczoteczkę trzymałam w prawej ręce, a grzebień w lewej, wykonując w tym samym czasie obie czynności. Czułam się wtedy jak superkobieta, która może wszystko, ale to tylko moja wyobraźnia i marzenie. Fajnie byłoby mieć jakieś super moce i być bohaterem. Zawsze marzyłam o tym w dzieciństwie, a mój tata mówił mi, że oglądałam za dużo "X-men'a". Chciałam był jak Sztorm i zmieniać pogodę, w zależności na co mam ochotę, albo przenikać przez ściany. Nie musiałabym wtedy chodzić od drzwi do drzwi tylko po prostu bez żadnych długich spacerów w poszukiwaniu drzwi przejść sobie przez ścianę, albo gdy się przewrócimy to nie walniemy o jakąś rzecz tylko przez nią przejdziemy i bez bólu. To byłoby piękne życie.

Szybko zeszłam na dół do taty, który na mnie czekał i jak dzikusy pobiegliśmy sprintem do auta, które czekało na nas przed domem. Ciągle nie wiedziałam o co chodzi i dlaczego mam z nim jechać do pracy. Mam nadzieję, że nie chce mnie zamknąć w celi. Przecież ja nic nie zrobiłam.

Przez całą drogę jechaliśmy nie odzywając się do siebie. W radiu leciała tylko piosenka Miley Cyrus "We can't stop" , którą bardzo lubiłam, ale tata miał inne zdanie o muzyce, którą słucham. Dla niego jest ona niekiedy zbyt wulgarna, a teledyski nie powinny być oglądane przez ludzi poniżej osiemnastego roku życia. I to znowu jest urok posiadania policjanta w rodzinie.

Samochód zatrzymał się.
- No to wysiadaj. - usłyszałam z ust ojca otwierającego drzwi samochodowe. Tak też zrobiłam. Rozejrzałam się też po okolicy, która była straszna. Szczerze to bałam się nawet z tego auta wychodzić. Wszędzie grube, stabilne i wysokie mury, a między nimi ogromny budynek z cegły. Wyglądało to jak typowe więzienie, które można zobaczyć na filmach. Czułam się już nie jak w filmie kryminalnym, czy sensacyjnym, ale jak w strasznym horrorze. Nawet pogoda była do dupy. Ciemno, pełno chmur. Wszystko wskazywało na to, że będzie padać. Razem z tatą weszliśmy do środka, przez wielkie drzwi, które miały chyba ze sto zabezpieczeń. Później parę facetów musiało mnie przeszukać. Tylko stracili cenny czas. Przecież nie przyszłam tu z pistoletem, bombą i innymi rzeczami tego typu, żeby tylko rozdupić to miejsce, z którego chciałam jak najszybciej wyjść.

Ojciec kazał mi poczekać przy wejściu, gdzie stałam chyba dobre piętnaście minut. Żeby szybko minęły śpiewałam sobie pod nosem różne piosenki. Po głowie chodziły mi też pytania, kto może się tu znajdować. Dlaczego są karani? Czy wyglądają jak typowi mordercy? Jak ich się tu traktuje? Wymyślałam dużo różnych odpowiedzi na te pytania, ale mogło się zdarzyć coś innego. W sumie współczuje im. Na pewno są traktowani źle. Jak tata wydziera się tak na mnie w domu, to strach pomyśleć co wyczynia tutaj. Wiem, że to niedobrzy ludzie, którzy zabijali i nie tylko, ale na pewno mieli do tego powód, którego nikt jak sądzę nie chciał wysłuchać. Zawsze tak jest, wiem to z własnego doświadczenia.

Po piętnastu minutach męki, doczekałam się, aż przyjdzie mój rodzic, ale nie przyszedł sam.
- To jest mój szef. Posłuchaj co ma ci do powiedzenia i bądź grzeczna, a ja muszę iść pracować.
Lekko skinęłam głową i spojrzałam na jego szefa. Był on facetem około sześćdziesiątki. Łysy, przy kości, pod wąsem. Wyglądał jak ojciec księcia z bajki "Kopciuszek".
- Dzień dobry Jane. Tata ci na pewno powiedział dlaczego tutaj jesteś. - zaczął.
- No właśnie, że nie powiedział.
- No to ja cię olśnię. Będziesz tutaj sprawowała rolę wolontariuszki i myślę, że będzie ci się tu mile pracowało. Już nie mówię żebyś czuła się tu jak w domu, bo uznasz mnie za jakiegoś idiotę. Dobra przejdźmy do rzeczy. Chciałbym, abyś udała się za kolegą, który stoi za tobą do pomieszczenia, gdzie są nasi więźniowie. Zadbajcie o to, aby się każdy obudził. To na razie tyle. - uśmiechnął się mężczyzna. Na prawdę jest bardzo sympatyczny, ale dlaczego ja mam być tutaj wolontariuszką. Składałam papiery do schroniska dla zwierząt i do przychodni weterynaryjnej, ale nigdy do więzienia. Nawet taki pomysł nie przeszedłby mi przez głowę. No, ale jeśli jest okazja, to trzeba ją wykorzystać. Z innej strony ulżyło mi, bo już myślałam, że tata na serio chce mnie wcisnąć za kraty.

Podeszłam do faceta, którego wskazał mi szef ojca. Był on blondynem o niebieskich oczach. Miał chyba z dwa metry i był bardzo dobrze zbudowany. Nawet się do mnie nie odezwał tylko lekko skinął głową, spoglądając na mnie. Dał mi do zrozumienia, że mam się za nim udać.

Moje oczy zabijało jasne światło. Szliśmy przez długi i to bardzo długi, oświetlony korytarz. Czułam się jak policjantka wkraczająca do aresztu, która chce ukarać jakiegoś mordercę. Mój mózg płatał mi dzisiaj wielkie figle. Może to dlatego, że się nie wyspałam. Mogło być milion innych powodów, ale ja stawiałam na ten wariant. Idąc za potężnym policjantem, przeszliśmy przez próg, za którym znajdowało się jedno wielkie pomieszczenie. Moje oczy widziały tylko kraty, za którymi stali, siedzieli i leżeli więźniowie. Wyglądało to tak strasznie, że aż brak mi słów. Zatrzymałam się przy wejściu i zaczęłam się niespokojnie rozglądać. Chętnie uciekłabym stamtąd i to jak najszybciej, ale wiem, że zawiodłabym tatę.

Stojąc w bezruchu, czułam się obserwowana. Czułam setki oczu skierowanych właśnie na mnie. Z niepokojem zrobiłam pierwszy mały krok. Dalej już samo poszło. Idąc przez długie pomieszczenie, serce waliło mi jak szalone. Zaczęłam patrzeć na boki. Za kratami stali sami mężczyźni, którzy trzymali dłonie na metalowych kratach, przymocowanych solidnie do ścian. Jedni mieli smutne miny mówiące "Ja chcę już stąd wyjść. Proszę zabierz mnie stąd.", a drudzy wyglądali na naprawdę niebezpiecznych ludzi. Jedno co mnie zadziwiło to cisza. Gdybym zamknęła oczy to mogłabym pomyśleć, że jestem na bezludnej wyspie, sama.

Doszłam do końca pomieszczenia, gdzie czekało dwóch uzbrojonych facetów. To na pewno, gdyby ktoś im fikał, czy coś. Teraz to dopiero czułam się jak w filmie "Zielona mila." Brakowało do tego tylko elektrycznego krzesła, którego miałam nadzieję, że nie będzie.
- Trzymaj. Otwórz klatki i obudź śpiących. Jeśli cię nie posłuchają lub coś ci zrobią to zawołaj nas. Albo weź też to. - facet podał mi srebrne, dziwne klucze i paralizator, z którym nie wiem jak się obchodzić. Szczerze bałam się, że coś sobie nim zrobię. Odwróciłam się i podeszłam do pierwszej, jak on to nazwał "klatki" i zaczęłam wkładać klucz do zamka. Męczyłam się z nim pięć minut, ale jakoś sobie poradziłam. Wszystko było strasznie zardzewiałe. Co oni leją te kraty wodą? Po drugiej stronie pomieszczenia, to samo robił inny policjant, żeby poszło nam szybciej. Otworzyłam już chyba z czterdzieści zamków i już nie miałam na więcej ochoty. To mi się będzie śnić. Weszłam do następnej. Na skromnym i niewygodnym łóżku leżał jakiś facet. Podeszłam do niego, żeby go obudzić. Miał on siwe włosy i był strasznie wychudzony. Wyglądał staro. Obstawiam, że miał tak około siedemdziesiąt pięć lat.
- Halo. Proszę pana. Czas wstawać. - wołałam, lekko szarpiąc jego ubranie. Nic nie zareagował. Spróbowałam jeszcze raz. Mężczyzna obrócił się do mnie i zmienił pozycję na siedzącą. Tego widoku nie zapomnę do końca życia. Był on cały posiniaczony, a nad łóżkiem wisiały zdjęcia jego wnucząt jak przypuszczam i przyklejone do ściany listy od rodziny. Moje oczy w jednym momencie się zeszkliły.
- Nie płacz. Nie wolno ci płakać. - powiedział swoim starym głosem, ciągle siedząc na łóżku. Otarłam łezkę, która spływała mi po policzku i posłałam mu lekki uśmiech. Następnie wyszłam i znowu musiałam otworzyć kolejne sto "klatek".

- Nareszcie skończyłam. - powiedziałam sama do siebie i uniosłam swoje ręce w górę. To było strasznie męczące. Niby to tylko otwieranie "drzwi" , ale jeśli jest ich więcej niż sto, to na pewno się zmęczysz. Dobrze, że się nic nie stało, bo był jeden moment, gdy prawie upuściłam paralizator, ale zawsze miałam refleks. Znów musiałam zawrócić, żeby oddać wszystkie rzeczy policjantowi, który mi je dał.

Tylko jak przyjadę z tatą do domu, to tak go opierniczę, że będzie się mnie bał do końca życia. 

Później zaprowadzono mnie do więziennej stołówki, gdzie miałam pomóc kucharką w przyrządzeniu śniadania. I znowu ten zasrany korytarz. Już myślałam, że oślepnę.

- Dzień dobry. - przywitała mnie jedna z kobiet. Przyznam, że była otyła i wyglądała jak jakaś Helga. I znów obawa, że będzie mi się śnić w nocy.
- Dzień dobry. Więc co ja mam robić? - zapytałam pytając nieśmiało i jednocześnie ze strachem.
- My coś przyrządzimy, a ty będziesz podawała więźniom talerze, gdy będą czekać w kolejce i będziesz musiała odebrać od każdego numerek. To jest jak takie sprawdzenie obecności. Rozumiesz? - zapytała, po tym gdy wszystko mi pięknie wytłumaczyła.
- Tak. Rozumiem, rozumiem. 
Byłam trochę zniesmaczona jej widokiem. Miała dużego wąsika i wielką brodawkę, na której rosło parę włosków. Jak takie coś może gotować dla innych ludzi?

Dostałam od innej babki koszyk, gdzie mogłam wrzucać numerki. Po piętnastu minutach była już długa kolejka. Ja stałam tam cała zestresowana i rozdawałam te cholerne talerze i zbierałam zasrane numerki. Miałam już tego dosyć. Czemu akurat ja? Dlaczego tutaj? Przecież mogłam siedzieć w domu, a nie w jakimś więzieniu pracować. I to jeszcze w wakacje. W roku szkolnym mogłabym się jeszcze skusić, ale w wakacje? Posrało? Tak czy inaczej byłam bardzo zmęczona, a kolejka wyglądała jakby się nie zmniejszała. Widziałam tam tylko samych facetów po trzydziestce, łysych. Nagle zauważyłam, że podchodzi do mnie o wiele młodszy chłopak od pozostałych. Tak chłopak. Wyglądał na co najwyżej 22 lata. Zatrzymał się przede mną i zaczął się we mnie wpatrywać. Było to trochę niezręczne.
- Numerek. - powiedziałam, chcąc go "obudzić". Chłopak podniósł pytająco brew. Chyba nie wiedział o co mi chodzi, albo się zamyślał. Wyglądał na zamyślanego. Widać było, że był nieobecny.
- Numerek. - powiedziałam nieco głośniej. Chłopak przeleciał mnie wzrokiem od góry do dołu i wrzucił karteczkę do koszyka i przełknął ślinę.
- Ruszaj się Bieber. - krzykną do niego policjant, który szybko szarpnął go. Popatrzałam na całe zajście ze zdziwieniem. Przecież nie można go tak traktować, jeśli nic nie zrobił. To było dziwne.

Gdy wszystkim dano już jeść, ja postanowiłam zrobić sobie małą wycieczkę po stołówce. Była ona dwupiętrowa. Kątem oka zauważyłam jak ten chłopak, którego szarpnął policjant obserwuje mnie. Było to trochę niekomfortowe, w końcu był jednym z więźniów, czyli niebezpieczny. Może. Moje ciało totalnie się napięło. Nasze spojrzenia momentalnie się spotkały, czego chciałam uniknąć. Posłał mi swój arogancki, ale bardzo uwodzący uśmieszek, a ja nieśmiało poprawiłam włosy i obróciłam się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni. To było dziwne zachowanie z mojej strony. Nigdy się tak nie zachowywałam. Może tak działa na mnie magia więzienia. Nigdy nie byłam nieśmiałą, sztywną dziewczynką. Byłam pewną siebie, pyskatą, czasami agresywną i wyluzowaną dziewczyną, która niczego się nie bała. A tu, w tym miejscu nagle bach. Byłam całkiem inną osobą i czułam się sztucznie, ale może dlatego, że te miejsce było sztywne. Nie wytrzymałabym tu tyle ile oni. Ja już po paru godzinach miałam dość tego miejsca. Jednym słowem było nudno. Nic ciekawego się nie działo. Zawsze to słyszy się o ucieczce z więzienia, albo o licznych bójkach podczas posiłków, a tu nic. Siedzą sobie i jedzą. Na szczęście podszedł do mnie tata i powiedział, że mogę iść do domu. Ulżyło mi. Nareszcie mogłam udać się w jakieś weselsze miejsce. 

Powolnym krokiem udałam się w kierunku drzwi wyjściowych. Słyszałam za sobą kroki. Nie chciało mi się odwracać, więc szłam dalej. Myślałam, że to jakiś policjant, albo tata. Z niepewnością szłam przed siebie.Poczułam czyiś oddech na szyi. Stanęłam na ułamek sekundy. Nagle coś ostrego wbijało mi się w gardło. Moje serce zaczęło wariować, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Czy kopnąć tego kogoś w klejnoty? Czy wołać o pomoc? I tak jedno i drugie przyniosłoby mi wiele kłopotów.
- Nie krzycz, ani się nie ruszaj. Zrozumiałaś? - zapytał. Chciałam w tym momencie napluć mu na twarz, ale nie miałam jak. Zaczynały się wielkie kłopoty. Myślałam, że będzie już po mnie i właśnie tak chyba było. To powinien być jakiś psychiatryk, a nie więzienie. Inną drogą zaczęłam myśleć co mogłabym zrobić, żeby ten idiota mnie puścił. Nawet nie zdawałam sobie sprawy co to za typek. Oby mi tylko nic nie zrobił. Nigdy nie lubiłam rzeczy związanych z policją, zabójstwami, krwią itp. Jak o tym słyszałam, to od razu robiło mi się niedobrze. 
- A teraz podejdziemy spokojnie do guzika, którego naciśniesz i razem stąd wyjdziemy. - powiedział, próbując być spokojnym. No właśnie próbując, ale coś mu to nie wychodziło. Czułam jak się cały trzęsie ze strachu. Najpierw leci na mnie z nożem, taki pewny siebie, a teraz się boi. Niech się tylko nie popłacze ze strachu. Zaczął mocno popychać mnie w stronę tego przycisku, który zwalniał wszystkie blokady, więc jeśli go wcisnę to wyjdzie na wolność i nikt nie będzie wiedział jak uciekł, ale prędzej, czy później się skapną, że go nie ma w celi. To będzie jak takie poszukiwanie. Zastanawiam się,dlaczego mój tata jest policjantem? Mógł być przecież kimkolwiek, a on wybrał sobie policję. Tylko przez to mam teraz wielki problem, który przywiera do mojego ciała. 

__________________________________________________________________
Hello wszystkim!! Nareszcie pierwszy rozdział. Trochę się z nim męczyłam i nie wyszedł mi najlepiej. Szkoła, nauka i przygotowywanie do bierzmowania mnie spowalniają i utrudniają mi myślenie. Po przyjściu do domu jestem bardzo zmęczona i nie mam głowy do myślenia, ale drugi rozdział jest już napisany w połowie, więc niedługo powinien się pojawić. Zapraszam też na mojego drugiego bloga: http://levelnumberone.blogspot.com/


Enjoy!